Odwiedziłam wczoraj Restaurację Sphinx w Krakowie. Nie po raz pierwszy, oczywiście. Lubię tam co jakiś czas zaglądać, atmosfera panuje miła, klimatu nadają charakterystyczne lampy z kolorowymi szkiełkami nad każdym stolikiem. Muszę przyznać, że moje wrażenia z tego miejsca zazwyczaj były pozytywne, choć czasem zdarzyło mi się też rozczarować.
Do moich złych doświadczeń należy poparzenie się zupą cukiniową – była tak gorąca, że na ustach pojawił mi się pęcherz – ciężko opisać jak bardzo bolało … Makaron tagliatelle z sosem szpinakowym – twardy, gumowaty i bez smaku. Zgniła cebula w sałatce – Sphinx stanął na wysokości i odliczył mi wtedy koszt sałatki z rachunku.
Wczoraj było za to całkiem przyjemnie. Zamówiłam zupę borowikową i bajeczną misę warzyw z kurczakiem. Mój mąż wziął sharmę klasyczną z frytkami. Do tego kawa latte i sok porzeczkowy 0,5 litra.
Zupa borowikowa była smaczna i tym razem w odpowiedniej temperaturze. Jedyny minus to zwarzona śmietana – niezbyt apetycznie to wyglądało.
Za bajeczną misę warzyw również przyznaję plus. Bardzo smaczna, z pysznym sosem winegret. Grilowany kurczak rozpływał się w ustach. Warzywa miękkie, świeże i soczyste.
Danie mojego męża wyglądało bardzo ładnie. Sharma była delikatna, bardzo drobno pokrojona. Frytki może ciut zbyt mało podpieczone, obok zestaw 3 rodzajów surówek, no i nieodłączna bułka. Największy plus za sos – mocno pikantny, ale przepyszny. Przyznam się, że podbierałam tego sosiku do swojego dania 🙂
Szklanka soku rzeczywiście imponująca. Latte Macchiato pyszne. Szkoda tylko, że oprócz cukru nie podano do posłodzenia również słodziku.
Atmosfera była bardzo miła, stoliki zapełnione, kelner niezwykle uprzejmy. Pomimo tego, iż miał sporo pracy, znalazł czas aby zapytać nas, czy wszystko w porządku i czy smakują nam dania.
Za wszystko zapłaciliśmy 76 zł. Myślę, że warto, bo na prawdę miło i smacznie spędziliśmy w Sphinx’ie czas.
Przyznaję Restauracji 4 gwiazdki – miło, lekko i przyjemnie. Idąc tam przecież nie nastawiamy się na wybitnie ambitne dania …
