Chciałabym dzisiaj opowiedzieć Wam o jednym z moich ulubionych ziół. Jego nazwa pochodzi od łacińskiego ros maris, co oznacza powiew morza. Pewnie już się domyślacie, że chodzi o rozmaryn.
W sklepach możemy dostać małe doniczki z niewielkim krzaczkiem rozmarynu. Jeśli chcemy, aby krzaczek dłużej nam służył i rozrósł się – warto go przesadzić do większej doniczki. Powinien mieć dostęp do światła i lekko przesuszoną glebę, czyli nie podlewamy rozmarynu zbyt obficie.
Zioło to ma wiele leczniczych właściwości. Działa przeciwreumatycznie, chroni nerki, serce, łagodzi stres. Ma też doskonały wpływ na wzrok – otóż chroni przed zwyrodnieniem plamki żółtej – choroby, która często dotyka osoby w podeszłym wieku.
Rozmaryn również łagodzi wzdęcia, reguluje pracę jelit. Działa przeciwbólowo i przeciwzapalnie. Stosowany jest też w profilaktyce antynowotworowej.
W kuchni możemy używać świeżego lub suszonego rozmarynu. Gotując, dodajemy go na początku, aby niezwykły aromat rozmarynu przeniknął całe danie.
Pasuje do pieczonych warzyw i mięs. Wykorzystujemy go grillując, doprawiamy sałatki, napoje i desery owocowe. Używa się go też jako dodatek do chleba, albo dodaje do oliwy z oliwek, która przez to staje się dużo bardziej aromatyczna.
Krzaczek rozmarynu to u mnie podstawowe zioło na kuchennym parapecie.